Ta strona została skorygowana.
wody było dość, a Szczepan szalał na dachu na stajni. Siekierą rąbał, rękami darł, wodę lał, za siedmi hłopów stanon.
— No wiécie — rzekł wójt Peksa do Jakóba Głombika, kiedy pożar już ugaszono bez wielkiej szkody — sytka my wam pomogli, ale kieby nie haw Scepon, to nie wiem, jakoby wysło. Bodaś kozdemu takiego sonsiada! Przez ziemie je, ale z rącyskami! Jus co jak co, niwto iny, jino on ten ogień zagasił. Nadgrode mu trza dać i jesce nie bodaśjakom, ba honornom.
— Zej dy nieg se biere, co fce — odpowiedział Jakób Głombik — Hojby i krowe.
A Szczepan się ukłonił kapeluszem Jakóbowi i odrzekł: Dziad dzieńkuje wielgomoznemu panu, co sie przi jego ogniu zagrzał.
— Zej dyć nie zimno — zaśmiał się któryś z chłopów.