Strona:PL Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Na Skalnem Podhalu T.4.djvu/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

uczuł się bezsilny; szukał w głowie i co znalazł, to wywołał:
Wielgomozny pan!
Na tem się rozmowa skończyła. Przyszła lejba straszna, oberwanie chmury i Jakóbowego żyta pół zmarniało, a Szczepan niezarobił dwóch siajnych reńskich i cwancygiera.
Od tego czasu nienawiść między sąsiadami wzrosła do niebywałych rozmiarów.
— Wiés, Kaśka, dziadował mi! Dziadem mie nazwał! — powtarzał Szczepan do żony — Ty mi jino dziaduj! Jo ci haw udziadujem! Wielgomozny pan!...
A Jakób, co przeszedł koło Szczepana, to przez zęby warknął: Dziad!...
I zdarzyło się przed jesienią, że parobek ogień zaprószył w stajni u Jakóba i płomień buchnął. Ale to było popołudniu, ludzie do ratunku skoczyli,