Strona:PL Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Na Skalnem Podhalu T.4.djvu/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

chore prosię do kożucha. Jak pstrąg, albo lipień w baniorze, tak się Jakób w ziemi swojej nurzać mógł.
Orba, kośba, młoćba — dźwięczały te cudne wyrazy bezziemnemu Szczepanowi w uszach, a Jakób to się tak do nich przyzwyczaił, że ich już ani nie słyszał. Z roku na rok orał, kosił, młocków najmował.
— Ziem! Ziem! — szeptał do siebie Szczepan i głaskał dłońmi brzyzek koło siebie, choć nie swój, a Jakób za tela poglądał, jako mu schodzi, albo na czeladź swarzył, że nie dość dobrze posługują.
— Ziem! Ziem! — szeptał do siebie Szczepan. — Jo kiebyk Pane Boge béł, tobyk nie w niebie, ba na ziemi bywał. Hawbyk se miał królestwo swoje. Za pługe byk hodziéł, świeńci by mi poganiać musieli. Je cozbyk hań lepsego w tym niebie nalaz? Siałbyk, orał,