Strona:PL Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Na Skalnem Podhalu T.4.djvu/238

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

sak, po dolinak grający. Beem strzóg, coby starodowne nuty nie wymarły. Siednie hłopok z gęślami przi owcak — zagrom mu cichućko za turnie. Zaśpiéwo dziéwce za krowami w upłazie — pomogem jéj. Pudom starzy gazdowie w las, drzewo ścinać, zabrzęcem im za usami, jako ojcowie grawali.
A niebedzie nikogo, to bedzie woda po potokak, bedom stawy zamarźnione, ka wiater gwizdo lodami, bedzie bór, mnie sie hań nie ukotwi, ani za niebem nie zacnie. Jo kiek zéł, tok nieroz Pana Boga pytał, coby mi po śmierzci jino wiecnie w holak ostać podzwoléł. Jo o inkse niebo niestojem, ani byk gór na inacy, hojby mi siedem niebów dawali, nie mieniał!
— No to, Zwyrtała, idź, bobyś nam tu całe niebo zgóralszczył! A niebędziesz se krzywdował?