Strona:PL Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Na Skalnem Podhalu T.3.djvu/84

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

kak, a co ig zatrzelili, abo i kołami zatłukli, tobyś móg — pado — Dunajec wyburkować! To jest prowda! I kieby jo zginon, to ty — —
— O mnie nic! Tu o twoje zbawienie idzie!
— A mnie drogso twoja dola, jak moje zbawienie. Kie se pomyśle, to jaze mie mgli... Jakbyś ty na poniewierke ludziom miała iść... Wode ka nosić, abo drwa rąbać... O raty, raty!
I wtulił głowę między ręce.
Długą chwilę siedzieli bez słowa, aż Jasiek rzekł:
— Przisienganyk.
— Jakoz to ta przisienga? Komu?
— Przed nabitym piscolce z odwiedzionym kurkem: na wierność towarzisom, na posłuseństwo charnasiowi.
Zosia plasnęła w ręce.
— Przed piscolcem, ale przed krzizem nie!
— Je, ale co przisienga, to przisienga. Nie przed krzize stary Stękała dyabłu się podpisał, ze mu grunt da za to, co mu piętnaście lat orał, kosił i zwoził bedzie, a pote dzieci wycenściował konajęcy, to wies, co sie robiło. Dom kciał dyaboł oskurzyć, telo brojił, a do komina krzicał: To moje, gazdostwo, bo jo na to pietnoście rók słuzéł i wiernie! Iścizna wasa, ale grunt mój! Jo se haw bede iskry siał i płomień