Strona:PL Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Na Skalnem Podhalu T.3.djvu/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

cajnie, ino seści. Wracać sie nom nie kciało, bo mé telom dal, jaze za Kubin zaśli, a iść hań jakoz? Narachowałek zydów z pietnostu, a co bab!
Wrócimé sie — pado Nowobilski.
My sytka ciho, a Capek: Je, krzesny ojce, bo on go tak rad nazywa, krzesny ojce! Wto od strachu umiero, temu bźdź..... dzwoniom. Jo hań ide som. Jo tys rzeke: i jo z Capke — i Stasek Mocarnego za mnom. A Nowobilski sie śmieje i pado: Dobre! Git! Jo wos ino sprógować kciał, aleście, widzem, hłopy grzecne. Widzieliście mie kie wracać sie? I ruséł naprzód, Capek se przygwizduje na zębak, a Nowobilski przyśpiewuje tak:

„Poprow se dziewcyno wionecek na głowie,
a jo kapelusek, kie pude ku tobie“! —

to my jus wiedzieli, ze hań cosi będzie. Bo on, tyn Nowobilski krzesaty, to je taki: dziecko kie na dródze spotko, ugwarzi ś nim, podniesie go na rencak, ubóśko, a psa, kota przy nim nie bij! W karcymie sie tys bił nie będzie, zaroz idzie do pola. Bo taki musi być taki. Ale kie na to przydzie, rence nogi druzgo!
Stasek Mocarnego miał hipnąć bez okno, jak się krate wytardze, ale mu „Prawo“ pado: Nie skakoj, bo hań tego bula. Ino prosto we