Strona:PL Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Na Skalnem Podhalu T.3.djvu/44

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

sie zapoli, ogień ze smolnego drzewa, coby dym seł jaz pod hmury, jaz ku niebu, jaze het!... Pote weznom sie za ręce, tańcom, hipcom koło ognia, w wielgim maju, hej na pełni, w ciepłom, cihom, jasnom noc... I śpiewajom tak:

Zielna, Zielna, ty nam daj, coby nam sie darzyło!
Na zywine, na ludzi coby moru niebyło!
Zielna, Zielna, ty nam daj, scęścia przinieś cały snop!
Siej na domy, na pola, pier[1] na lasy, wody krop!
Zielna, Zielna, my sie dziś cysto piéknie ubrały,
coby mi ci całom noc, caluteńkom śpiéwały!..

A te, co som panny jesce, to sie pote wraz odłącom, zrobiom mniejse koło w kole i zaś zaśpiéwajom tak:

Hej Zielna, Zielna zielona,
boginio ulubiona,
dotknij nam nasyk piersicek,
dotknij ocy[2], dotknij licek,
Zielna, Zielna lubiona!
Bo my jesce godne twojej
ręki, co w kwiat ziemie stroi,
Zielna, słońcem spłoniona!
Jesce my z nikim nie spały,

  1. pier po góralsku: rzucaj — od prać.
  2. ocy po góralsku: oczu.