Strona:PL Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Na Skalnem Podhalu. T. 1.djvu/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.



Był chłop z Zaskala, nazywał się Tomek Wiérchowiec. Pokłopocił on się z sąsiadami o miedzę, przyszło do procesu, włóczył się po sądach, gospodarstwa nie pilnował, na nic się stępił. A jeszcze kiedy z wyrokiem przyszedł, ubili go sąsiedzi tak, że mało żywy został. Pół roku chorował, do reszty majętność utracił. Nie dość na tem; niewybyło dwa tygodnie, jak się ze słomy — bo już i łóżka Żyd zabrał — z podłogi podniósł, przyszła burza, strzelił piorun w chałupę, chałupa poszła z dymem. Nie było w niej co jeść, ale był przynajmniej dach nad głową. Spaliła się i stodoła, w której tylko wiatr pogwizdywał wesoło, i obora, z której Żydzi krowę wywiedli. Nie zostało nic, tylko płot naokoło zagrody.
— No, tok juz teroz dziod — rzekł do siebie Tomek.
A potem rzekł: Ludzie tu i Bóg proci mnie. Cisnem te ziemie. Pudem we świat.
I poszedł, nie bacząc na żonę i na dzieci, ani na nic.