I zagrał, ale nie tę swoją nutę, ani nie żadną inną żałosną, tylko wyciął w struny smyczkiem, aż brzękły wszystkie naraz i zaciągnął czarnodunajecki marsz:
Hej idem w las — piórko mi się migoce,
Hej idem w las — dudni ziemia, gdy krocę,
Ka wywinem siekireckom — krew cyrwonom wytocę,
Ka obrócem ciupazeckom — krew mi z pod nóg bulkoce!...
Tak grając szedł ku Węgrom i już o nim więcej nie słyszeli swoi ludzie.
Mówili jedni, że ku bandzie cygańskiej przystał, co go przódziej zwerbować ku sobie chciała, inni, że się utopił we Wagu, inni, że się rozpił i umarł, a inni jeszcze powiadali, że się ze zbójnikami aż gdzieś w Siedmiogrodzkich górach stowarzyszył. Nikt nie wiedział na pewno.
Został po nim tylko hyr we świecie i ta śpiéwanka:
»Janickowe imię hodzi po dziedzinie,
Janicek zaginon, imię nie zaginie«...