Strona:PL Kazimierz Gliński - Bajki (1912).djvu/61

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

konać: przenieś Giewont, wypij wody Dunajca, zatrzymaj w dłoni swej błyskawicę wiosenną.
— Szalenice! — mruczeli konkurenci, i odjeżdżali, wzdychający, nie tak może na siostry patrząc, jak na jabłoń o jabłkach złotych.
Sokoł-czarodziej pilnował owoców. Właściwie zbyteczna była straż, bo trzy jabłka tylko można było utrząść z pierwszym dnia brzaskiem, a tego już siostry pilnowały; pień zaś drzewa był tak twardy, że gruchotały się siekiery, szkody żadnej jabłoni nie czyniąc. Ale sokoł pilnował owoców, bo rzetelnym on ich był właścicielem.
W Kościelisku mieszkał juhas młody, grom na kozice, strach na krzywdzicieli górskiego narodu. Niejeden raz już o pannach szlacheckich słyszał i o jabłoni, rodzącej jabłka złote, które tak wszystkim smakowały.
— Ano — pomyślał raz był sobie — może te panny nie książąt piecuchowatych, nie królów laskonogich, jeno juhasów chcą?... Każą mi przenieść Giewont?... toć będę głaz znosił po głazie, a na chałupę im sypał, że wrzasną przestraszone: »Co to takiego, Jędrek? — »A Giewont, moście panny, wam buduję!« — rzeknę, i wygram sprawę. Każą mi wypić Dunajec? Czemu nie? Zaniosę jaśnie wielmożne panny na sam szczyt Krzesanicy, gdzie orłów siedziba, i powiem: »Siedźcie tu i patrzcie, jak se będę wodę Dunajcową smakował. Bez mojej pomocy nie zejdziecie, a ja nie rychło ją wychlipię: może za rok, może za dwa!« Niech se teraz czekają na opróżnienie Dunajca! Każą błyskawicę w dłoń chwycić? Ou-wa! Jak trzasnę toporzyskiem o skały, a skrami sypnę, to strach chyci panienki, że poczną, niby wiatr, śmigać. A nie błyskawicą-li jest dziewka uciekająca? W garść jedną, drugą i trzecią... A jako-że teraz będzie, panienki moje?
Dobrej więc myśli był Jędrek — i, nie namyślając się