Przejdź do zawartości

Strona:PL Kazimierz Gliński - Bajki (1912).djvu/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
MIECZ JANOSIKA.


Był sobie niegdyś Janosik, człek siły wielkiej, o jakiej dzisiaj w bajce tylko posłyszeć można. Stolicą jego były Tatry nieobejrzane, tron w chmurach, na szczycie Mięguszowieckim. Kiedy nocką błyskało się, czy grzmiało — to Janosik mrugał na latawice, albo juhasów na bój zwoływał; gdy piersią szeroką westchnął, mówiono: wichr halny dmie! gdy pięścią w kamień grzmotnął, mówiono: grom bije! Na kij swojej ciupagi pioruny nawijał, uderzeniem topora głazy skalne rozbijał. Królowi gór kłaniały się nizin władyki, w ciężkich chwilach o poratunek go prosząc.
Wykuł był sobie Janosik miecz żelazny, a zahartował w ogniu lasów, z których wielki stos ułożył, a oblał wodą Dunajcową, że kipiała dni siedem. On jeden tylko miecz ten udźwignąć mógł, bo wagi takiej był, że gdy raz oparł go o bok Krywania, ten się pochylił i dotąd garbem na świat patrzy. Ale wszystkiemu jest koniec na tej ziemi: i szczęściu, i życiu, i mocy, i sławie. I w oczy Janosika zajrzała śmierć. Ano, czas powrócić do łona rodzicielki swojej! Na miecz swój spojrzał — i westchnął.