Strona:PL Kazimierz Gliński - Bajki (1912).djvu/20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Kryształowe okna w dworze,
Złote skrzynie są w komorze —
Skarbu strzeże mi królewna,
Jak sen piękna, jak mgła zwiewna.
Krocie biegną tam rycerzy,
Lecz w każdego grom uderzy,
Bo nie wiedzą tajemnicy
Do jej serca i skarbnicy.

Rycerstwo drgnęło, sam król się poruszył, a Stachowi dech w piersi się zaparł.
— Szklana Góra!... — wyszeptał.
Słuch i wzrok wytężył.
Wtem zastęp rycerski, jakby jedną myślą tknięty, otoczył dziwnego starca. W prawicach błysnęły ostre miecze, a wszystkie skierowały się w piersi widma.
— Nie wyjdziesz już stąd żywcem, królu leśny! — groźne odezwały się głosy. — Śmierć twoja do rąk nam da skarb nad skarby, niedosiężną, niezdobytą dotąd Górę Szklaną, stolicę twoją, gdzie przechowujesz ukryte w skrzyniach złotych — szczęście!... Strzeże go urocza królewna, córa twoja, zostająca pod twych zaklęć potęgą. Teraz mamy cię w ręku — i nasze będą skarby twoje!
Sto mieczów skierowało się w bezbronną pierś starca.
— Śmierć królowi lasów! — padł rozkaz z ust króla ziemskiego.
Wtem dał się krzyk słyszeć:
— Nie zabijajcie!
Miecze drgnęły — zatrzymały się. Między nimi a królem leśnym, z rozkrzyżowanemi obrończo rękoma. Stach stanął.
Widmo omgliło się, zbłękitniało i znikło, jakby wsiąknięte przez promienie księżyca.
Ogarnął dziw wszystkich — a Stach posłyszał szept:

Daję ci pióro sokole,
Znak kładę na twojem czole: