Strona:PL Kazimierz Gliński - Bajki (1912).djvu/145

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.

    co spojrzy na nią, to się odwróci; takie uczucie ma, jakby mu aptekarskiego oleju dali.
    Cisza. Ksiądz milczy, organista gęby nie przymknął, baby nie odetchnęły, dziewuchy z martwoty nie wyszły, a gospodarze poważni patrzą i patrzą na Jontka, a on coraz wyraźniej w ich oczach czyta:
    — Idź na ochfiarę!
    Podniósł się tedy i rzekł:
    — Dla dobra gromady — bierz mnie, babo!
    Poruszyli się wszyscy. Ksiądz: »amen!« powiedział, organista gębę stulił, dziewuchy się rozpłakały, a pani Komnacka nagliła, by iść do kościoła.
    — Ochfiara wymaga ochfiary — odezwał się Jontek, do oblubienicy się swojej zwracając. — Przykładnym ci ja mężem będę, zatabaczony nos twój nawet polubię, jeno ty, przyszła małżonko moja, ciekawością nie zgrzesz, bo koniec twój przyjdzie.
    Pani Komnacka przyrzekła, mówiąc, że co a co, ale nigdy ciekawą nie była, jako to w każdej niewieściej naturze jest.
    Po trzech niedzielach ślub się odbył, organista fałszywie »Veni creator!« zagrał, ksiądz pięknego nie mógł dokończyć kazania. Nocy tej wszystkie psy wyły we wsi, a wilki z lasu powychodziły.
    Od tego dnia zaślubin wszędzie święty zapanował spokój. Zło wszystko weszło do chaty Jontkowej, a trzeba było tak ludzi swoich miłować, jak on miłował, by to srogie utrapienie znosić tak cierpliwie. A baba, jakby się wściekła, że już żadnych komeraży nie może czynić, złość całą na nieszczęśliwego Jontka przeniosła. Gderała od świtu do nocy, głodem morzyła, pantoflami ciskała; gdy spał, tabakę tarła, a Jontek z jednem złem słowem do niej się nie odezwał, jeszcze z jarmarku korale i chusty piękne przywoził. — »Jakim-ci byłby on dla mnie!« — wzdychały Basie i Kasie.