Przejdź do zawartości

Strona:PL Kasprowicz - O poecie.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ale jedno jedyne ponowne zaśnięcie i wszystko to znika, wszystko ulatnia się pod kojącym balsamem żywota. I oto zdaje mi się, że podobnie i czas, we wnętrzu swojem oszołomion tajemnie działającemi truciznami, od czasu tylko do czasu otwiera oczy ze snu i rzuca na to wszystko straszliwe, pytające spojrzenie. Jest to jednakże przeszywający wzrok śpiącego i nikt, ani dziś ani później, nie ma obowiązku na pytanie to dawać odpowiedzi.


∗             ∗

Nigdy też czas, co się przebudził, nie będzie się domagał od poetów, ani od jednostki, ani od wszystkich razem, swego wyczerpującego, retorycznego wyrazu, swej sumy, w uchwytne zamkniętej formuły. Stulecie, z którego objęć dopiero co się wyrywamy, zbyt dużo nadało mocy zjawiskom, iżby to mogło nastąpić; zbyt potężnie roznieciło taniec maskaradowy tych zjawisk niemych; zbyt silnie natarły na nas pozbawione słów tajemnice przyrody i ciche cienie przeszłości. Czas, który się zbudzi, zażąda od poetów czegoś więcej i czegoś bardziej tajemniczego. Olbrzymi proces nowe wycisnął piętno na tem, co poeta przeżywa, a przez to samo i na tem, co przeżywa ten, dla którego poeta istnieje: jednostka. Obaj, poeta i ten, dla którego tworzy, nie są już dzisiaj podobni do analogicznych postaci z jakiejkolwiek epoki minionej. Nie powiem, o ile bardziej podobni są do kapłana i wyznawcy, do miłowanego i miłu-