Strona:PL Karol Miarka - Kantyczki 02.djvu/054

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nie wstydźże się przed królami, * Żeć zastali z pastuszkami, * Co Cię synem zwą cieśli * I błota Ci nanieśli, * Ze dworu na nogach, * I nie stoją w progach?
Oj! nie Ciebie wstyd zrumieni, * My przed Tobą zawstydzeni: * Wielkość ziemską masz za nic... * Onej naszej bez granic * Umniejszyłeś pychy, * Korzy się proch lichy.

Po skończonej kolędzie król Kasper otwierając szkatułę, mówi:

Kiedy w Tobie, Królu nieba! * Człowieczeństwo dziś uznajem, * Człowieczym więc obyczajem * Ciebie uczcie nam potrzeba. * My na godne Ciebie datki * Nie możem się zdobyć, Panie! * Przynajmniej na co nas stanie, * Składamy w ręce Twej matki.

Tenże sam król wydobywszy złoto ze szkatuły, oddaje Matce Boskiej i mówi do niej:

Czystego złota bryłeczkę * Weź Maryo!... drży na sianku * Ten, co dał w świata zaranku * Ogień słońcu... Poduszeczkę * Kup Mu taką ciepłą, miękką, * Którąby się zdołał wszystek, * Jak w różanym pączku listek,* Pootulać wkolusieńko.
Słowa te domawiając, wydobywa ze szkatuły pudełko i mówi:
Kadzidło jest w tem pudełku, * Pastuszkowie się ucieszą, * że dla Pana ognia skrzeszą; * Szczyptę spalić na węgielku, * W powietrze popłyną wonie * W kształcie niebieskich obłoczków, * Przewiną się koło oczków * I otoczą Boskie skronie. * Odrobinę się umili * W tej posępnej, lichej budzie, * W której dotąd nigdy ludzie * Gospodarzami nie byli.