Strona:PL Karol May - Winnetou w Afryce.djvu/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zumu i słyszałem od ludzi, że w takich knajpach można natrafić na darmową okazję do Ameryki. — Koniec końcem, znalazłem się w szynku nabitym marynarzami. Jeden z wilków wdał się ze mną w rozmowę. Powiedziałem o sobie tyle, ile uważałem za stosowne, poczem przyrzekł mi poparcie. Zastawił przede mną kolację, uraczył mnie wódką, rumem, arakiem, koniakiem i ponczem, aż straciłem przytomność. Kiedym się ocknął, zobaczyłem, że leżę w małej dziurze, nie większej nad psią budę. Dokoła było ciemno, choć oko wykol. Nade mną trzeszczało, pode mną bulgotała woda. Macałem dookoła siebie — nie mogłem znaleźć wyjścia. Było mi źle na duszy, w głowie burczało niczem basetla, w kościach łamało. Po długiej chwili rozległy się kroki, odsunięto rygiel, poczem wyłoniła się postać w ubiorze marynarskim ze świecą w ręku. To był majtek, który mnie poprzedniego dnia podejmował. Roześmiał się i rzekł:
— Fora stąd, szczurze lądowy! Kapitan chce cię widzieć. Ale gadaj po ludzku i nie sprzeczaj się z nim. Nie myśl, że to jakaś zacna dusza.
„Z trudnością wygramoliłem się z dziury. Był to, jak się później dowiedziałem, karcer dla niesfornych majtków. Poszedłem za swoim „aniołem opiekuńczym“ po wąskich i stromych schodach i znalazłem się na pokładzie okrętu, który rozpiął wszystkie żagle. Jak okiem sięgnąć, wszędzie była woda i tylko woda. Zaprowadzono mnie do kapitana, który stał na pomoście. Nosił obszerne spodnie, kepi ze złotym galonem i potężną brodę z wąsiskami. Ujął mnie za ramię, okręcił parę razy,