Strona:PL Karol May - Winnetou w Afryce.djvu/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

daszu, służącem mi za sypialnię, — na wiązce słomy, którą należy raczej nazwać sieczką. Kołdra? Ale skądże znowu“
— A teraz król nafty...
— Różnica kolosalna, nieprawdaż? Ale wypełniły ją lata długich cierpień. Kiedy leżałem na górze, trawiony głodem, skostniały od zimna, postanowiłem pójść w świat, ale tak daleko, by mnie nie można było schwytać. Skradłem się pocichu nadół, drapnąłem z miasta i brnąłem w głębokim śniegu, w gwałtownej zawierusze, do celu, który sobie wytknąłem.
— Dokąd to?
— Naturalnie, do Ameryki.
— Co za szaleństwo!
— Tak, to było szaleństwo, ale co mogłem wówczas o tem wiedzieć? Wierzyłem, że aby dojść do Ameryki, trzeba tylko biec wciąż przed siebie. Słyszałem, że w Ameryce można się wzbogacić, — a ja tak chciałem być bogatym, tak bardzo bogatym! — Wtedy, — marzyłem sobie — wtedy wróciłbym do miasteczka i zawstydził srogiego majstra! Wszak umiał tylko łatać, ja zaś zamówiłbym u niego parę nowiuteńkich trzewików, i... dokonałbym zemsty. Spartolone buty wraz z zapłatą cisnąłbym mu w łeb, poczem dumnie wrócił do Ameryki.
— No cóż? Może pan teraz spełnić marzenie.
— Tak, uczynię to, zemszczę się, ale w inny sposób! Jeśli biedak żyje dotąd, wywdzięczę się sowicie. Za każdy cios, który mi zadał, — może mi pan wierzyć,