Strona:PL Karol May - Winnetou 05.djvu/054

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   44   —

następujący: Wy poprowadzicie pociąg na miejsce, a my nie opuścimy wozów, dopóki się tam nie dostaniemy. Dobry wódz musi uwzględnić każdą okoliczność, a więc i tę, że może przegrać bitwę. W takim wypadku będą dla nas wozy bezpiecznem schronieniem, skąd będziemy mogli się bronić, dopóki nie otrzymamy posiłków z zachodniego lub wschodniego pociągu. Nieprawdaż, moi panowie?
Wszyscy przyznali mu słuszność. Między nimi nie było ani jednego westmana, a plan konduktora miał pozory praktyczności, które zrobiły na podróżnych wrażenie. Zadowolony z tego wyniku, rzekł do mnie konduktor:
— A zatem wsiadać, sir!
— Bardzo pięknie! Wy rozkazujecie, ja słucham!
Jednym szybkim skokiem znalazłem się na mustangu, którego rozpętałem podczas rozmowy.
— O nie, my dear. Ja myślę o maszynie!
— A ja o koniu, sir. Nasze zdania tu się właśnie rozchodzą.
— Nakazuję wam zsiąść!
Pchnąłem konia ku niemu, pochyliłem się nad nim, i odpowiedziałem:
— Człowieku, zdaje się, że nie zetknęliście się jeszcze nigdy z prawdziwym westmanem, bo w przeciwnym razie przemawialibyście do mnie innym tonem. Bądźcie tacy dobrzy i stańcie sami na lokomotywie!
Pochwyciłem go prawą ręką za piersi i pociągnąłem w górę. Jednem silnem ściśnięciem kolan pod pędziłem mustanga tuż pod maszynę, a w następnej chwili wpadł kolejowy strategik pod osłonę na lokomotywie, ja zaś pocwałowałem dalej.
Zrobiło się od gwiazd tak jasno, ze zarośla nie przeszkadzały mi wcale w szybkiej jeździe. W nie więcej jak pół godziny dostałem się do Sama.
— No? — zapytał, gdy zsiadłem z konia. — Myślałem, że sprowadzicie tu ludzi!
Opowiedziałem mu, dlaczego się to nie stało.
— Postąpiliście słusznie, Charley, bardzo słusznie!