Strona:PL Karol May - Winnetou 04.djvu/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   341   —

— Czy Winnetou przypomina sobie jeszcze postać i głos przyjaciela?
— Uff! — odpowiedział zapytany z tą samą radością. — Jak mógłby Winnetou zapomnieć Old Firehanda, największego ze wszystkich myśliwych, chociaż nie widział go od tylu miesięcy!
— Wierzę, wierzę, kochany bracie! To samo było zemną co do ciebie, ale...
— Old Firehand? — zawołano dokoła i z czcią odstąpili wszyscy o krok od wymienionego, jako najsławniejszego wroga Indyan. Z jego osobą łączyło się tyle opowiadań o nieprawdopodobnych wprost aktach odwagi, że zabobon preryowych myśliwców otoczył go nimbem, rosnącym z każdą nową opowieścią.
— Old Firehand? — zawołał także inżynier. — Czemu, wsiadając nie podaliście swego nazwiska? Bylibyście dostali lepsze miejsce, niż każdy inny, którego z grzeczności zabiera się kawałek na Zachód.
— Dziękuję, sir! Moje miejsce mnie wystarczało! Ale nie przegadujmy cennego czasu, lecz naradźmy się, co czynić.
Natychmiast ugrupowali się wszyscy dokoła niego, jak gdyby rozumiało się samo przez się, że jego zapatrywanie będzie najlepszem, ja zaś musiałem powtórzyć moje sprawozdanie dokładniej.
— A więc jesteście przyjacielem Winnetou? — zapytał, gdy skończyłem. — Ja nie bardzo chcę słyszeć o kimkolwiek, ale kogo on szanuje, ten może na mnie liczyć. Macie moją rękę!
— Tak, to mój brat i przyjaciel — oświadczył Winnetou. — Piliśmy z sobą krew przymierza.
— Piliście krew? — zapytał Old Firehand, przystępując do mnie prędko, aby mi się przypatrzeć. — Więc ten człowiek jest chyba...
— Old Shatterhand, pod którego pięścią każdy musi upaść — uzupełnił Winnetou.
— Old Shatterhand, Old Shatterhand! — wołali stojący dokoła, cisnąc się do mnie.