Strona:PL Karol May - Winnetou 03.djvu/211

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   197   —

wojownika, gdyż, skoro tylko wychyliłby się poza osłonę muru, położyłbym go trupem. Jestem przyjacielem Komanczów, ale wy przybyliście, jak nieprzyjaciele, więc ja także muszę z wami wrogo postępować.
Podczas tego gadania strzelby nasze ciągle zwrócone były na czerwonoskórych. Chociaż udało im się dostać na platformę, to jednak w stosunku do nas znajdowali się w gorszem położeniu, ale i nasze nie było godne zazdrości. Old Death poskrobał się frasobliwie za uchem i powiedział:
— To strasznie przykra historya. Rozwaga nie pozwala nam obejść się wrogo z Komanczami. Jeśli tamtych sprowadzą, to będzie po nas. Hej, gdyby można Apacza tak schować, żeby nie zdołali go znaleźć! Znam jednak ten dom dokładnie, wiem zatem, że niema w nim takiej kryjówki.
— To go wynieśmy! — zauważyłem ja.
— Wynieść? — rzekł stary. — Wam co do dyabła, sir! W jakiż sposób?
— Czy zapomnieliście o drzwiach ukrytych? Te są na tyle, a Komancze stoją na przedzie i nic nie zauważą. Zaniosę Apacza w zarośla nad rzeką, gdzie pozostanie, dopóki ci nie odejdą.
— To rzeczywiście niezła myśl — rzekł Old Death. — O tych drzwiach wcale nie pomyślałem. Wynieśćby go można, ale co wtedy, jeśliby Komancze postawili warty za murem?
— Nie wierzę w to. Jest ich tylko nieco ponad pięćdziesięciu. Kilku musi zostać przy koniach, które są z przodu pod murem. Wobec tego wątpię, czyby z tyłu także ludzi postawili na straży.
— Dobrze więc, spróbujmy, sir. Zajmiecie się tem wy i jeden z peonów. Urządzimy to tak, że was nie zobaczą, gdy będziecie schodzili, a potem także się tak ustawimy, że nie będą mogli nas zliczyć i przekonać się, że dwu z nas brakuje. Niech wam panie pomogą, a gdy wyjdziecie, zasuną za wami szafkę.
— I jeszcze jeden projekt. Czy nie dałoby się pań