Strona:PL Karol May - Winnetou 03.djvu/094

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   82   —

skończyła. Juarez musiał wprawdzie umykać aż do El Paso, ale się zerwał niebawem i odpędził Francuzów energicznie na południe. Dni ich już policzone; wyganiają ich z kraju, a biedny Maksymilian będzie musiał odpokutować za wszystko. Wszystko rozstrzygnie walka o stolicę, a tymczasem prowincye północne unikną klęsk wojny. Tam przebywa mój zięć, do którego udam się z Willem, tam czeka nas wszystko, czego się możemy spodziewać, bo ten dzielny chłop jest bardzo zamożnym właścicielem kopalń srebra. Mieszka w Meksyku już przeszło półtora roku i pisze w ostatnim liście, że przyszedł na świat nowy król kopalń srebra, który bardzo krzyczy za dziadkiem. Czyż do wszystkich dyabłów mogę tutaj pozostać? Obaj z Willem mamy otrzymać w kopalni bardzo dobrą posadę, a przytem ja będę mógł tego małego króla kopalnianego nauczyć pacierza i tabliczki mnożenia. Widzicie zatem, panowie, że nie wypada mi tu siedzieć. Dziadek powinien być bezwarunkowo przy wnuku, gdzieindziej brak miejsca dla niego. Toteż udaję się Meksyku, a jeśli wam się spodoba jechać z nami, to będzie mi bardzo przyjemnie.
— Hm! — mruknął Old Death. — Nie żartujcie, sir, bo gotowiśmy skorzystać z waszej uprzejmości.
— Co, wy tam także zmierzacie? To byłoby rzeczywiście paradnie. No, ręka, sir! Jedziemy razem.
Przy tych słowach podał mu rękę.
— Zwolna, tylko zwolna! — zaśmiał się Old Death. — Przypuszczam wprawdzie, że się udamy do Meksyku, ale całkiem pewne to nie jest, a gdyby to nawet nastąpiło, to na razie nie wiemy, jaki obierzemy kierunek.
— Jeśli tylko oto idzie, to pojadę z wami, gdzie chcecie. Wszystkie drogi wiodą stąd do Chihuahua, mnie obojętnie, czy tam przybędę dzisiaj, czy jutro. Jestem egoistą i dbam o własną korzyść. Wy jesteście sprytnym westmanem i poszukiwaczem tropów. Jeśli mnie z sobą weźmiecie, zajadę pewnie na miejsce, a to ma wielką wartość w tych niepewnych czasach. Gdzie zamierzacie zasięgnąć bliższych wiadomości?