Strona:PL Karol May - Winnetou 02.djvu/219

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   465   —

— Toby wam zresztą nie wyszło na dobre — odpowiedział jeden z nich — bo my także umiemy kąsać. Strzelby ujęliśmy nie ze strachu, lecz ponieważ taki jest zwyczaj, a wy nam podejrzanie wyglądacie.
— Podejrzanie? Jakto?
— No, jeżeli dwaj gentlemani, jeden biały, a jeden czerwony, sami jeżdżą po preryi, to są zwykle łotrzykami. Nadto macie szaty całkiem indyańskie. Dziwiłbym się, gdybyście byli uczciwymi ludźmi!
— Dziękuję za tę szczerość! Zawsze to nieźle wiedzieć, co drudzy o człowieku myślą. Zapewniam was jednak, że się mylicie.
— Być może. Nie macie twarzy wisielca, to prawda. To mi zresztą obojętne, czy was prędzej, czy później gdzieś powieszą, gdyż wam, a nie mnie, owiną sznurek dokoła szyi. Może będziecie łaskawi powiedzieć, skąd przybywacie?