Strona:PL Karol May - Winnetou 02.djvu/167

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   413   —

dla mnie. Dla tego stanie się tak, jak powiedziałem: ja pójdę na drugą stronę, a wy tu zostaniecie.
Wygłosił te słowa w tonie tak stanowczym i rozkazującym, że mu przecież odrzekłem:
— Jesteście dziś jakby przemienieni, Samie! Nie sądzicie chyba, że wolno wam mnie rozkazywać? A może jednak?
— Oczywiście, że tak sądzę.
— W takim razie muszę wam po przyjacielsku oświadczyć, że się mylicie. Jako surveyor jestem nad wami, gdyż przydzielono nam was tylko dla obrony. Wiecie też, że za zgodą całego szczepu zamianował mnie Inczu-czuna wodzem. Rozpatrujcie więc stosunek swój do mnie, z której strony wam się spodoba, ale ja jestem zawsze nad wami i mam prawo rozkazywać.
— Mnie żaden wódz niema nic gadać — stwierdził. — Poza tem jestem starym westmanem, a tymczasem wy jesteście greenhornem i moim uczniem. O tem nie powinniście zapominać, jeśli nie chcecie narazić się na nazwę niewdzięcznika. Tak będzie, że ja teraz pójdę, a wy tu zostańcie!
Poszedł istotnie. Apacze zaczęli na niego szemrać, a Stone rzekł też z niechęcią:
— On dzisiaj rzeczywiście zupełnie inny, niż zawsze. Wam zarzucił niewdzięczność! My powinniśmy wam dziękować, gdyż bez was nie żylibyśmy już dawno. Czy on wam także kiedy życie ocalił?
— Dajcie mu pokój! — odpowiedziałem. — To dzielny człeczyna, a jego dzisiejsze wystąpienie przemawia właśnie na jego korzyść. To wściekłość z powodu śmierci Inczu-czuny i Nszo-czi do działania go podnieca. Nie będę mu, co prawda, posłuszny i pójdę także do Keiowehów. W rozdrażnieniu, w jakiem się teraz znajduje, może się porwać do czegoś, czego uniknąłby w zwyczajnym nastroju. Zostańcie tu, dopóki ja nie wrócę i nie odchodźcie, choćbyście nawet słyszeli strzały. Tylko, gdy zabrzmi mój głos, dosłyszalny aż tutaj, pośpieszcie mi z pomocą.