Strona:PL Karol May - Winnetou 02.djvu/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   368   —

Kilku Indyan poszło za jego wezwaniem i wydrążyło w ziemi dziurę toporami wojennymi.
— Nie pozwalajcie sobie na humbug, Samie! — szepnąłem. — Gdy czerwonoskórzy spostrzegą, że bawicie się w głupstwa, to pogorszycie sprawę, zamiast ją naprawić!
— Humbug? Głupstwo! A czemże jest to, co ten znachor urządza? Przecież to także głupstwo. Co jemu wolno, to i mnie także, jeśli się nie mylę, przezacny sir. Ja wiem, co czynię. Jeżeli nic ze swej strony nie zrobimy, to ludzie, których mamy zabrać z sobą, będą się opierali. Bądźcie tego pewni.
— Obawy wasze nie są pozbawione słuszności, ale przestrzegam was, żebyście nie stroili żadnych żartów!
— O, to sprawa bardzo poważna! Bądźcie spokojni!
Mimo jego zapewnień było mi trochę nieswojo. Znałem go zbyt dobrze z tego, że jest żartowniś. Byłbym go też jeszcze w dalszym ciągu napominał, lecz on zostawił mnie na miejscu, a sam poszedł pomiędzy Indyan, by im powiedzieć, jak głęboką ma być dziura.
Gdy już była gotowa, odpędził ich i zdjął z siebie skórzaną bluzę myśliwską, potem ją pozapinał i postawił nad dziurą, gdzie wyglądała jakby zrobiony z blachy lub drzewa wydrążony walec. Po tych wstępnych czynnościach nadał sobie pozór powagi i zawołał:
— Mężowie, kobiety i dzieci Apaczów zobaczą, co uczynię i czego się dowiem, a popadną w zdumienie. Ziemia otworzy swe łono na skutek moich słów czarodziejskich tak, że przejrzę wszystko, co nas spotka w czasie najbliższym.
Następnie oddalił się nieco od dziury, ruszył dokoła uroczystym krokiem, przyczem ku memu przerażeniu przetrzepał całę tabliczkę mnożenia, szczęściem tak prędko, że czerwonoskórzy go nie dosłyszeli. Gdy doszedł do dziewiątki, przyśpieszył kroku, aż zaczął cwałem podskakiwać dokoła bluzy, przyczem wył głośno i machał rękoma jak skrzydłami wiatraka. Nabiegawszy i naryczawszy się aż do utraty oddechu, przystąpił do bluzy,