Strona:PL Karol May - Winnetou 02.djvu/049

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   299   —

Hawkens, Stone i Parker otrzymali razem taką samą komnatę.
Gdy mój pokój gościnny był już na tyle urządzony, że mogłem doń wejść, przyniosła mi Nszo-czi przepysznie rzeźbioną fajkę pokoju i tytoń. Sama mi ją napchała i zapaliła. Gdy pociągnąłem raz i drugi, rzekła:
— Ten kalumet przysyła ci mój ojciec, Inczu-czuna. On sam przywiózł na to świętą glinę z kamieniołomów, a ja wyrzeźbiłam tę głowicę. Nie była jeszcze w niczyich ustach, prosimy cię, żebyś przyjął ją od nas na własność, a paląc z niej, żebyś o nas pamiętał.
— Wielką jest wasza dobroć — odrzekłem — lecz mnie prawie zawstydza, gdyż nie mam się czem odwzajemnić.
— Dałeś nam już tak wiele, że nie zdołamy ci się za to odwdzięczyć, uratowałeś kilkakrotnie życie Inczu-czuny i Winnetou! Obydwaj kilka razy byli w twym ręku, a ty ich nie zabiłeś. Dziś mogłeś znowu pozbawić życia Inczu-czunę, nie narażając się na żadną karę, a jednak tego nie uczyniłeś. Za to pozyskałeś sobie nasze serca, a pozwól też naszym wojownikom uważać cię za brata.
— Jeśliby się to stało, spełniłoby się moje największe życzenie. Inczu-czuna jest wielce sławnym wodzem i wojownikiem, a Winnetou polubiłem zaraz od pierwszej chwili. Jest to dla mnie wielkim zaszczytem, lecz równie wielką radością, że będą mnie nazywali bratem takich mężów. Pragnę tylko, żeby moich towarzyszy także spotkał ten zaszczyt.
— Jeśli zechcą, będą uważani za rodowitych Apaczów.
— Dziękujemy wam za to. A więc to ty sama wyrzeźbiłaś tę fajkę ze świętej gliny? Cóż za zręczność posiadasz w rękach!
Pokraśniała na tę pochwałę i rzekła:
— Wiem, że żony i córki bladych twarzy więcej umieją sztuk i zręczniejsze są od nas. Podam ci teraz jeszcze coś.