Strona:PL Karol May - Skarb w Srebrnem Jeziorze 01.djvu/110

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

mieni, ze początkowo nie myśleli o oporze, a kiedy ochłonęli z przerażenia, zobaczyli na ziemi tylu towarzyszów zabitych lub rannych, że uznali za najlepsze rzucić się do ucieczki, nie wiedząc nawet, jak wielką mieli przewagę nad wrogiem. Od chwili, gdy Old Firehand wymierzył pierwszy cios, aż do ucieczki trampów, nie upłynęła nawet minuta.
— Za nimi! — krzyknął Firehand. — Ja zostanę tutaj! Nie dopuśćcie ich do koni!
Tom, Droll i Fred popędzili z wielkim krzykiem ku miejscu, gdzie stały konie, to też ci z pośród trampów, którzy się tam schronili, aby skoczyć na siodła znikli szybko w lesie.
Tymczasem w górze przy baraku rafterzy czekali na powrót obu wywiadowców, Missouryjczyka i wodza Tonkawa, a kiedy usłyszeli strzały, padające nad rzeką, sądzili, że ci znaleźli się w niebezpieczeństwie. Chwycili więc za broń, a porzuciwszy chatę, rzucili się pędem w stronę strzałów. Krzyczeli przytem, co sił mieli, chcąc w ten sposób odstraszyć trampów od zagrożonych towarzyszy. Przodem biegł Młody Niedźwiedź, wołając od czasu do czasu, aby wskazać rafterom kierunek. Nie ubiegli jeszcze połowy drogi, gdy przed nimi zabrzmiał głos starego Niedźwiedzia:

— Prędko iść! — wołał; — Tam być Old Firehand i strzelać do trampów; on być z trzema ludźmi; pomagać mu!