Strona:PL Karol May - Skarb w Srebrnem Jeziorze 01.djvu/075

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

bez szmeru gazę od góry do dołu. Firanka przeszkadzała mu zajrzeć do wnętrza, odsunął ją więc cicho i omal nie krzyknął z radości na widok tego, co ujrzał.
Na lewej ścianie nad łóżkiem paliła się lampka nocna, okryta od dołu, by nie raziła leżącego.
Inżynier spał odwrócony twarzą ku ścianie. Obok na krześle leżała jego odzież, a pod drugą ścianą na składanym stoliku zegarek, sakiewka i — nóz „bowie“. Z zewnątrz łatwo go było dosięgnąć. Kornel wsadził rękę i zabrał nóż, pozostawiając jednak zegarek i pugilares, wyciągnął go z pochwy i spróbował odkręcić rękojeść — ruszyła się. To wystarczało.
— Do wszystkich djabłów, ależ łatwo poszło! — szepnął. — Mogłem wejść do środka i w razie czego nawet go udusić.
Nikt tej kradzieży nie widział, gdyż okno wychodziło na wodę od strony steru. Kornel wsadził nóż za pas i poczołgał się ku swoim ludziom. Szczęśliwie prześlizgnął się obok porucznika. O kilka łokci dalej, gdy wzrok jego padł na lewo, spostrzegł dwa słabo fosforyzujące punkty, które natychmiast znikły. Były to oczy, był tego pewny. Rzucił się więc naprzód silnym ale zupełnie cichym ruchem, a potem równie szybko potoczył się na stronę. I słusznie! Z miejsca, gdzie zobaczył oczy, odezwał się szmer. Usłyszał to oficer i zbliżył się:
— Kto tu? — zapytał.
— Ja. Nintropan-hauey — odpowiedziano.
— Ach, Indjanin! Idź spać!
— Tu czołgać się człowiek, coś złego uczynić, ja widzieć go, ale on prędko precz.