Strona:PL Karol May - Skarb w Srebrnem Jeziorze 01.djvu/044

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ność nie była bynajmniej zbyteczną.
Kornel zwrócił swą uwagę naturalnie także na ową cudaczną postać, zbliżającą się do okrętu na kruchej tratwie, a która tak swobodnie zabiła potężnego drapieżnika. Kiedy Tom wymienił owe szczególne nazwisko „ciotka Droll“ śmiał się kornel; ale teraz, gdy obcy wszedł na pokład, ściągnęły mu się brwi i szepnął do swych ludzi:
— Ten łotr wcale nie jest tak śmieszny, za jakiego chce uchodzić; mówię wam, musimy się mieć przed nim na ostrożności.
— Pocóż więc to przebranie? — zapytał któryś z nich.
— To nie jest wcale przebranie. Ten człowiek jest rzeczywiście oryginałem, a przytem najniebezpieczniejszym, jaki może istnieć, detektywem.
— Pshaw! Ciotka Droll i detektyw! Ten osobnik może być, czem chcesz, ale detektywem nie jest; w to nigdy nie uwierzę.
— A mimo to jest nim. Słyszałem już o ciotce Droll; ma być na pół zwarjowanym stawiaczem sideł, który ze wszystkiemi szczepami Indjan jest na najlepszej stopie, dzięki swej wesołości. Zobaczywszy go jednak teraz, poznałem lepiej. Ten grubas jest detektywem, jak amen w pacierzu. Spotkałem go tam w górze Missouri w forcie Sully, gdzie pewnego kamrata zabrał z pośród naszego towarzystwa i wydał na stryczek; on sam jeden, a nas było przeszło czterdziestu.
— To niemożliwe! Mogliście mu przynajmniej wybić czterdzieści dziur w skórze!
— Nie, właśnie, że nie mogliśmy, Droll działa więcej podstępem niż przemocą. Przypatrzcie się tylko tym