Strona:PL Karol May - Skarb w Srebrnem Jeziorze 01.djvu/037

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

rzucił się z nią ku relingowi[1] i stanął na nim. Tam zatrzymał się na chwilę, aby się obejrzeć. Pantera była poza nim i właśnie gotowała się do ostatniego skoku. Zaledwie łapy jednak oderwała od podłogi, gdy młody Indjanin rzucił się z poręczy w rzekę, nabierając rozpędu w bok, aby w wodzie nie znaleźć się obok zwierzęcia. Woda zakryła go wraz z dziewczynką; w tej chwili pantera, której siła skoku była tak wielka, że nie mogła się wstrzymać, skoczyła na poręcz i runęła w rzekę.
— Stop, stop, na miejscu! — zakomenderował przytomny kapitan przez tubę do hali maszyn.
Inżynier dał kontraparę, steamer zatrzymał się i stanął spokojnie, bo koła nabierały tylko tyle wody, ile było potrzeba, by uniknąć cofania się.
Ponieważ niebezpieczeństwo dla podróżnych minęło, wszyscy wybiegli pośpiesznie ze swych kryjówek ku burcie. Matka dziecka popadła w omdlenie, a ojciec krzyczał przeraźliwie:
— Tysiąc dolarów za uratowanie mej córki! Dwa, trzy, pięć tysięcy dolarów!
Nikt go jednak nie słuchał: wszyscy pochylili się nad burtą, patrząc w rzekę, gdzie pantera, jako znakomity pływak, leżała w wodzie z szeroko rozłożonemi łapami i oglądała się za łupem — nadaremnie.
— Utonęli, dostali się pod koło! — jęczał ojciec, wyrywając sobie włosy.
Nagle jednak rozległ się po drugiej stronie statku, ostry głos starego Indjanina:

— Nintropan — homosz być mądry; przepłynąć pod

  1. poręcz okrętu.