Przejdź do zawartości

Strona:PL Karol May - Klasztor Della Barbara.djvu/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Przeciw Francuzom? Tak. Oni walczyli przeciwko mnie, ja przeciw nim.
— Zabił pan jakichś Francuzów?
— Być może. Podczas walki trudno biegać za kulami i patrzeć, czy kogo nie trafią.
— Brał pan udział w bitwie pod Cena Sonores?
— Tak.
— Zna pan tych ludzi?
Generał wskazał na trzech żołnierzy, których zatrzymał jako świadków. Sępi Dziób przyjrzał się im badawczo:
— Owszem. Znam ich. Widziałem ich niedawno za miastem.
— A przedtem?
— Nie przypominam sobie. Zresztą, ani mnie to grzeje, ani ziębi.
— Ci trzej ludzie obserwowali was pod Cena Sonores.
— To możliwe.
— Twierdzą, że strzela pan bardzo trafnie.
— Tak? Bardzo mnie to cieszy! Dobry strzelec z przykrością dowiaduje się, że strzelał napróżno.
— Dosyć błazeństwa! — zawołał generał ze złością. — Chodzi tu o śmierć i życie!
Sępi Dziób zdumiał się.
— O śmierć i życie? Jakżeto?
— Sam pan tego nie rozumie? Jeżeli tak, to należy się litować nad pana ubóstwem umysłowem. Strzelał pan do Francuzów, jesteś więc mordercą.
— Mordercą? — zapytał szybko Sępi Dziób.
— Tak. A z mordercami rozprawiamy się krótko.

112