— Czy mówiłaś także komu innemu o swych podejrzeniach? — zapytał.
— Nie; tylko mamie. Pozostali nie powinni o niczem wiedzieć. Przeszkodziliby ci może poskromić przeciwnika, a wszak musisz to uczynić.
— Różyczko, jesteś bohaterką! — zawołał z zapałem.
— O, tylko wówczas, kiedy o ciebie chodzi, drogi Kurcie. O innych drżałabym z lęku, ale wiem wszak, że przewyższasz wszystkich. Tak, kiedy wyruszyłeś na wojnę, naprawdę drżałam, wiedziałam bowiem, że nie możesz zaradzić ślepej kuli. Ale w pojedynku decyduje zręczność i spokój, a zatem nie masz się czego obawiać. Czy mogę zapytać, kto jest tym przeciwnikiem?
— Jest ich dwóch.
— Dwa pojedynki? — zapytała zdumiona Różyczka. — Dobrze, to podwójna okazja zmuszenia ich do szacunku. Cieszyłabym się, gdybyś spełnił moją niewielką prośbę: ukarz tych ludzi, ale nie zabijaj ich! Zgoda?
— Chętnie ci przyrzekam.
— To mnie cieszy, Kurcie. W podzięce pocałujesz mi rękę.
Wyciągnęła ręce, uśmiechnęła się i skinęła przyjaźnie, skoro przycisnął je do ust.
— Tak postępowały ongi damy rycerzy, i dlatego ja również powinnam cię w ten sposób wynagrodzić, — mówiła. — Gdyby mama to widziała, roześmiałaby się. — Musisz mi jeszcze wymienić swoich przeciwników.
Strona:PL Karol May - Jego Królewska Mość.djvu/148
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.
142