Strona:PL Karol May - Jasna Skała.djvu/60

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie, to dwóch ludzi. — Kto tam?
Pytanie było do nas skierowane. Nie odezwaliśmy się, pragnąc ich zwabić na bliższą odległość.
— Czego tu chcecie?
Wyciągnęli noże. Nie można było dłużej zwlekać, aczkolwiek sytuacja przyjęła obrót nie tak pomyślny, jak przewidywaliśmy. Noże ich mogły groźnie zabłysnąć nam w oczy. A zatem zerwaliśmy się i rzucili na wrogów. Uderzyłem jednego w ramię tak, że nóż wypadł mu z ręki i sięgnąłem do gardła; ale zdołał odstąpić na kilka kroków i wyciągnął przed siebie ręce, aby mnie powstrzymać. Straciłem kilka chwil doniosłych. Blask ogniska padł na moją twarz. Czerwonoskóry poznał mnie i zawołał na całe gardło:
— Na pomoc! Tu, na górze, jest Old Shatterhand!
Uderzyłem go pięścią w głowie, że nakrył się nogami, pochyliłem nad nim, przygniotłem kolanem i rękoma uchwyciłem za gardło. Nie mógł już dobyć głosu, ale teraz za sobą usłyszałem ryki drugiego Yuma:
— Jest tu Winnetou! Szybciej na górę! Na pomoc, na pomoc, na — —
Trzeci okrzyk zamarł w konającym jęku. Mój Yuma był obezwładniony; nie poruszał się wcale. Odwróciłem się do Winnetou. Przygniatając przeciwnika ciężarem swego ciała, wprawił w ruch pięści.
— Co robić z nimi? — zapytał mnie. — Nie mamy czasu, ich wiązać.