Strona:PL Karol May - Jasna Skała.djvu/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się ociągać. W tym wypadku postanowiliśmy zostawić panu czas do namysłu — do jutra w południe.
— Wielce to chwalebna uprzejmość.
— Stanowczo zbyt wiele łaski. Jutro w południe wrócę do was. Czy będziecie na tem miejscu?
— Owszem, o ile nie zobaczymy się wcześniej.
— O nie! — roześmiała się. — A zatem jutro w południe. Bądź pan zdrów, bohaterze i zbawco bezinteresowny!
— Nie tak prędko, nie tak prędko, sennora! Pójdziemy razem kawałek drogi.
— Poco? — zapytała zdumiona.
— Gdyż jako caballeros wiemy, jak przystoi zachowywać się wobec niewiasty. Odprowadzimy panią do puebla.
— Zastrzelą was!
— Najwyżej panią, a nie nas.
— Nie, nie, — panów! Zostań pan, zostań pan tutaj!
Pah! Proszę się o nas nie obawiać, skoro my się nie obawiamy.
— Cóż, jeśli pragniecie śmierci, bardzom z tego zadowolona. A zatem czyńcie, co wam się podoba!
Weszła ze swą Indjanką do wąwozu — kroczyłem tuż za nią. Za mną szli Winnetou i Emery, którzy nie przejrzeli jeszcze moich zamiarów. Przybywszy do rzeki, Judyta skręciła na lewo do wąskiego canonu. Wi-