Strona:PL Karol May - Jasna Skała.djvu/116

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pchnięto niedawno. Prawdopodobnie Judyta pomagała przy szyciu i stąd właśnie wiedziała o tym schowku.
Nożem odprułem podszycie. Melton przestał krzyczeć, opanował się nieco. Oczy jego obrzucały moją dłoń płomieniem nienawiści. Jeden but zawierał cienką paczkę papierową w rodzaju koperty, drugi zaś — aż dwie takie paczki. Otworzyłem je. Znalazłem w dwóch kopertach po dziesięć tysięcy funtów szterlingów, w trzeciej zaś piętnaście tysięcy dolarów w banknotach.
— Master Melton, czy chciałby pan powiedzieć, skąd masz te pieniądze? — zacząłem.
— Niech cię licho porwie! — ryknął. — Nic się ode mnie nie dowiecie.
— Nie bądźże tak pewny! Istnieją środki, które potrafią zmusić cię do mówienia. Ponieważ powinniśmy ustalić pochodzenie tych pieniędzy, więc nie zawahamy się tych środków zastosować, jeśli odmówisz odpowiedzi.
— Spróbuj!
— A jakże, spróbujemy! Zwracam tylko panu uwagę, że to nie zaszczyt dla byłego tuniskiego oficera doznać chłosty.
— Chcecie mnie wychłostać?
— Tak. Czy udzieli nam pan wyjaśnień?
— Nie. Możecie mnie nawet na śmierć zakatować, łotry!
— Niech się pan nie wystawia na pośmiewisko. Właśnie obeszlibyśmy się bez pana wskazówek. Nie-