Strona:PL Karol May - Dolina Śmierci.djvu/151

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zabarwił się na czerwono. Winnetou spoglądał ostro na złowrogą łunę.
— Wygląda tak, jakby się zbliżał samum, — zauważył Emery.
— To też się zerwie! — odpowiedziałem. — To szczęście, że niedaleko do rzeki. Niema żartów ze szturmem na Llano estacado.
— Mój brat Shatterhand nie myli się — potwierdził Winnetou. — Gdy duch Llano wychyla się z głębin, szturmuje wściekle po pustyni, rzuca ku niebu piasek i wyrywa z korzeniami lasy, które napotka.
— Do pioruna! I sądzicie, że oczekuje nas z tym złym duchem przeprawa?
— Wisi w powietrzu — Winnetou poznaje bardzo dokładnie. Niech moi bracia kłują ostrogami wierzchowce. Jeśli nie chcemy dać się pogrzebać między chmurami a piaskiem, musimy czem prędzej dotrzeć do miejsca, gdzie siła burzy nie przejawi się w pełni.
Pomknęliśmy, co koń wyskoczy. Nasze rumaki, instynktem przeczuwając zbliżające się niebezpieczeństwo, same natężyły wszystkie swe siły.
Czerwony odblask na horyzoncie rozlewał się coraz szerzej po niebie. U góry jasny, w głębi zaś ciemny, podniósł się aż pod zenit i napływał ku północy równocześnie ze strony zachodniej i wschodniej. Wyglądało to nader groźnie, i nietylko wyglądało. Wiedziałem, co się święci, albowiem przebyłem już kilka takich burz w Llano estacado.
Upłynęły bezmała dwie godziny, — już za kwadrans