Strona:PL Karol May - Dolina Śmierci.djvu/140

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pan tak samo gorąco zachwalał. — Jakie wyjście prowadzi z buduaru, w którym sennor umieścił obie kobiety?
— Tylko to jedno. Lecz wybaczcie mi panowie! Muszę się zająć przyrządzeniem kolacji.
Była to szczwana bestja, jakich mało. Porterem nazywał small-beer własnego wyrobu. Następnie, jako krzyżówkę, podał nam niestrawne ścięgna nóżek cielęcych, co się zaś tyczy naleśników, były to kluski z podłej mąki, parzone we wrzątku. Posłanie składało się z wiórów. I za te boskie rozkosze mieliśmy płacić po trzy dolary od osoby! Jedyną pociechą była pewność, że „księżniczki krwi“ opływały w takie same rozkosze.
Nie ufaliśmy gospodarzowi, ale nie wiedząc, w czem mu nie ufać, ułożyliśmy się do snu, postanowiwszy wstać z kurami.
Naraz w nocy budzi mnie Winnetou.
— Niechaj mój brat posłucha! — rzekł.
Natężyłem słuch. Z ulicy donosił się słaby dźwięk, jakgdyby odjeżdżającego wozu. Po chwili dźwięk ten zamarł i zaległo ponure milczenie. Zasnęliśmy więc ze spokojnem sumieniem, ponieważ sądziliśmy, że gdyby Judyta usiłowała zejść po drabinie z „buduaru“ musiałaby nas obudzić. Przecież wszystkich nas trzech, szczególnie zaś Winnetou, budził najlżejszy szelest. — —
Szarzało, kiedyśmy wstali. Ponieważ saloon był zamknięty nie na klucz, tylko na drewnianą zasuwę, wyszliśmy przed dom, nie budząc gospodarza, smacz-