Strona:PL Karol May - Dżebel Magraham.djvu/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cie nogi za pas i będziecie wyć jak psy, które się smaga!
— Zbliżcie się tylko! Jest was pięćkroć więcej, niż nas, a zatem mniej wam trzeba odwagi, aby napaść na nas. Mówisz o ucieczce. Powiadam, wy to podacie tył, ale nikomu z was nie uda się uciec. Zważcie dobrze na to, co wam mówię! Popełniliście na tem miejscu przestępstwo, które musimy ukarać. Jesteście naszymi jeńcami. Kto spróbuje uciec, tego zastrzelę zmiejsca. Zsiadajcie z koni i oddajcie broń!
Wybuchli prawdziwie homerycznym śmiechem i, przypuszczam nawet, uważali mnie za warjata. Tak przynajmniej sądził szeik.
— Allah odebrał ci resztkę rozumu — twoje pudło mózgowe jest puste! — zawołał. — Czy mam je na dowód otworzyć?
— Nie kpij! Przyjrzyj się, jak spokojnie i pewnie stoimy wobec waszej przewagi. Czy nie jesteśmy pewni naszej sprawy? Powtarzam: strzeżcie się ucieczki, gdyż zawrócą was nasze kule.
Wówczas brodacz zwrócił się do swoich:
— Ten pies zdaje się mówić poważnie i bajdurzy o swoich kulach. W naszych lufach też tkwią nienajgorsze. Podarujcie je tym psom, a potem ławą na nich!
Pociągnął za cyngiel, a po nim jego ludzie. Rozległo się dwanaście wystrzałów, ale wszystkie chybiły. Żadna kula nie drasnęła nawet naszych odzieży, aczkolwiek staliśmy nieruchomi i wyprostowani. Za-