Strona:PL Karol May - Święty dnia ostatniego.djvu/93

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Precz, natychmiast, bo każę pana zamknąć! W jakim stroju pan przychodzi! Widać przecież odrazu, że pan nie ma czem płacić za czynności urzędowe!
Papuga zaczęła bić skrzydłami, dziobać i krzyczeć:
— Eres ratero, eres ratero! — ja jednak wyciągnąłem z zimną krwią mój trzos z pieniędzmi i zacząłem, nie mówiąc słowa, przekładać brzęczące monety z ręki do ręki. Natychmiast zaczęła papuga naśladować dźwięk złota głosem rzeczywiście łudzącym, a dama zwróciła się do drugiego hamaku i odezwała najmilszym, dźwięcznym głosikiem:
— Podnieś się mój drogi! Jest tu pewien cavallero, który musi koniecznie z tobą pomówić. Tymczasem skręcę mu papierosa!
Pod drążkiem papugi umocowana była skrzynka, w której znajdował się tytoń i bibułka papierosowa. Dama wzięła kawałek tego papieru do ust, ażeby go zwilżyć śliną, położyła na to szczyptę tytoniu, skręciła wszystko nakształt gąsienicy i, zapaliwszy o niedopałek swojego papierosa, podała mi z przychylnym uśmiechem.
Hm! To zwilżanie! Te paluszki z ich nakrapianą barwą, po której nie można było rozróżnić, czy tkwią w rękawiczkach, czy też są czem innem pokryte! A do tego miejsce, w którem się tytoń znajdował — u stóp papugi! Słowem, wziąłem wprawdzie papieros z głębokim ukłonem, lecz nie odważyłem się włożyć go do ust.
Tymczasem spostrzegłem jakieś poruszenie w drugim hamaku i po chwili zeskoczyła z niego niezmiernie wysoka i straszliwie chuda postać, która podeszła do mnie krokami powolnemi, niedosłyszalnemi, niby wid-