Strona:PL Karol May - Święty dnia ostatniego.djvu/92

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Eres ratero!
To miłe pozdrowienie znaczy po polsku tyle, co:
— Jesteś włóczykij!
D ma pogłaskała ptaka, ja zaś powtórzyłem moje pytanie nader uprzejmie.
E es ratero! — odpowiedziała papuga, podczas gdy dama trwała w milczeniu.
Powtórzyłem pytanie jeszcze raz.
— Eres ratero, ratero! — lżył upierzony oszczerca; dama zadała sobie nareszcie tyle trudu, aby skinąć ręką ku drzwiom, dając mi w ten sposób do zrozumienia, że nie chce nic o mnie wiedzieć.
Wobec tego otworzyłem drzwi i, nie oddalając się, wyjrzałem na dziedziniec. Policjant, który mnie tutaj przyprowadził, stał jeszcze. Ponieważ patrzył w przeciwną stronę, więc włożyłem palec do ust i gwizdnąłem tak przeraźliwie, jak tylko mogłem. Naturalnie papuga gwizdała także, dama skrzeczała jak przedtem papuga, a policjant obrócił się ku mnie. Skinąłem, ażeby przyszedł, i zapytałem go, gdy stanął przy mnie:
— Czy tu jest rzeczywiście urząd dyrektora policji?
— Tak, sennor! — odpowiedział.
— Więc gdzież on jest?
— Tam, w pokoju.
— Przecież nie widzę go, a sennora nie chce odpowiadać!
— Na to nic nie poradzę; na to wogóle niema rady!
Odwrócił się i odszedł. Wtedy skierowałem kroki ku damie i powtórzyłem moje pytanie, tym razem jednak nie w tonie uprzejmym. Na to zapytana wyprostowała się i odparła gniewnie: