Strona:PL Karol May - Święty dnia ostatniego.djvu/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Pan milczy, ponieważ nie ma pan do mnie zaufania?
— Wlazł pan do mnie dopiero niedawno, więc nie może pan żądać, ażebym już dzielił się z panem wszystkiemi myślami!
Zależało mi na tem, ażeby dowiedzieć się jego przypuszczeń, więc odpowiedziałem:
— Pan milczy, ponieważ boi się pan mormona i przypuszcza, że ja mu powtórzę pańskie słowa!
Oceniłem go słusznie, gdyż zaledwie wypowiedziałem to, zerwał się na równe nogi i zawołał:
— Co pan też mówi! Chciałbym widzieć człowieka, który potrafiłby napędzić mi strachał A przed tym mormonem, który nam wprawdzie schlebia i nawet od pierwszej chwili zaczyna umizgać się do Judyty, nie mam dopiero najmniejszej obawy!
Te słowa przekonały mnie, że był nietylko nieufny, ale nawet i zazdrosny o Meltona. Mogłem zatem spodziewać się w nim sprzymierzeńca w razie potrzeby, a teraz rozmawiać z nim szczerzej, niż byłoby to możliwe w innych warunkach.
— Dlaczego zatem pozwala pan, — powiedziałem — abym myślał, że go się boisz? Dlaczego nie mówisz pan otwarcie ze mną, skoro powiadam zupełnie wyraźnie, że nie uważam mormona za uczciwego człowieka, pomimo jego nadmiernych wysiłków, aby zdobyć sobie sympatję podróżnych, a może nawet właśnie dlatego?
— Czy to prawda? — zapytał szybko.
— Przecież mówię to panu.
— Czy ma pan jeszcze inne powody do podejrzywania go, oprócz wymienionych? Pan przyszedł z nim na