Strona:PL Karol May - Święty dnia ostatniego.djvu/53

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Mimo, że nie chciałem go obrazić odmową, to jednak również nie miałem najmniejszej ochoty, aby mniejej przedstawiał. Szczęściem wyratował mnie z tej niemiłej sytuacji mormon, który właśnie skinął, że chce mi wskazać miejsce na statku. —
Pod pokładem znajdowały się kajuty; każda była urządzona na dwie osoby. Strażnik okrętowy zaprowadził mnie do przeznaczonej dla mnie kabiny; zauważyłem, że jedno miejsce było już zajęte.
— Z kim będę mieszkał? — zapytałem.
— Z tym wysokim i silnym Niemcem, którego nazywają Herkulesem, — brzmiała odpowiedź.
— Jaki z niego towarzysz?
— Bardzo spokojny. Lepszego panby nie znalazł.
Ta wiadomość zadowoliła mnie, tem bardziej, że, jak zauważyłem poprzednio, Herkules był odziany lepiej i schludniej niż inni; również zdawał się być człowiekiem honorowym.
Rozciągnąłem się na łóżku, zamierzając pozostać dłużej w kajucie, gdyż było tutaj przyjemniej i chłodniej niż na pokładzie, gdzie brakło osłony przed palącemi promieniami słońca. Po krótkim czasie otwarły się drzwi i wszedł Herkules. Obrzuciwszy mnie ponurem spojrzeniem, powiedział:
— Strażnik objaśnił mnie właśnie, że umieścił pana tutaj, chociaż ja płacę za kajutę. Ponieważ jednak, jak słyszałem, jest pan Europejczykiem, więc nie chcę się sprzeciwiać, ale pod warunkiem, że nie będę miał potrzeby psuć sobie krwi z pańskiego powodu.
Były to słowa porywcze, ale usprawiedliwić je mogło strapienie Herkulesa; dlatego odpowiedziałem po