Strona:PL Karol May - Święty dnia ostatniego.djvu/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jakto?
— Przeczytałem w spisie nazwisk, że pan jest literatem; otóż wiem dobrze, że w tym zawodzie można znaleźć tylko zubożałe i upadłe osobniki. Jak mógł pan zapuścić się w tę okolicę! Jesteś pan Niemcem. Gdyby pan był został w swej ojczyźnie, mógłby pan tam pisać listy, lub sporządzać rachunki dla ludzi, nieumiejących obchodzić się z piórem, i zarabiać w ten albo w podobny sposób przynajmniej tyle, żeby nie cierpieć głodu!
— Hm! — zamruczałem, nie dając mu poznać, że mnie bawił swoją logiką; — pisanie listów nie przynosi takich dochodów, jak pan przypuszcza. Można przytem przyciągać pasa, aż brzuch zetknie się z kręgosłupem!
— A pan nie znalazł na to innej rady, tylko powędrować w obce kraje, ażeby przyciągać pasa tak długo, dopóki pański brzuch zupełnie nie zniknie! Niech mi pan nie bierze tego za złe, ale to chyba głupota z pańskiej strony. — Nie każdy ma takie szczęście, jak pański imiennik, który nie był zresztą literatem, tylko wyćwiczonym myśliwym, gdy wyruszał w świat.
— Mój imiennik? Kogo ma pan na myśli?
— Ach, myślałem, że pan był już w Stanach Zjednoczonych w zachodnich prerjach; jednak pańskie pytanie zaprzecza temu, gdyż inaczej byłby pan słyszał o Old Shatterhandzie!
— Old Shatterhand? To nazwisko znam. Czytałem, prawdopodobnie w jakiejś gazecie, pewną opowieść podróżniczą, w której występował ten człowiek. Zdaje się, że to myśliwy prerjowy, albo poszukiwacz śladów, jak to się tutaj tych ludzi nazywal
— Jest nim rzeczywiście. Wiem przypadkowo, że jest