Strona:PL Karol Estreicher - Bajeczki i powinszowania.djvu/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
BAJKA O BROŃCI.

Mama bierze w ręką młotek,
Ciap, ciap, cukier na kawałki.
Brońcia skrada się jak kotek,
Chaps, łaps z ziemi cukier miałki.
Mama krzyknie na rabusia:
»A tuś ptaszku! pfe nieładnie!
Nie rusz cukru, choć upadnie,
Bo pogniewa się Mamusia.«
Nie słuchała Brońcia bury.
Chyłkiem sunie, ani pyta,
Co z papieru zleci z góry,
Chaps do pysia, — chrup i kwita.
Mama prosi raz i wtóry,
Nie skutkują prośby, bury,
Więc małego rozbójnika,
Stawia Mama do kącika.
Stała Brońcia przez godzinę,
Płacz, krzyk, upór nadaremny.
Uznała swą wreszcie winę,
Opuściła kącik ciemny.
Gdy całuje i przeprasza,
Rzecze Mama: »Słuchać trzeba,
To powinność dzieci, wasza,
Bo tak każe Bozia z nieba«.