Strona:PL Karol Dickens - Wielkie nadzieje Tom II.djvu/341

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nieszczęśliwego położenia, ale przyczyna tego wstydu była szlachetna. Wiedziałem, że zechce mi dopomódz swym kapitalikiem, odłożonym na czarną godzinę; ale nie mogłem i nie powinienem był dozwolić mu na wydanie na mnie tych pieniędzy.
Cały wieczór spędziliśmy, milcząc, na obmyślaniu swych planów. Zanim jednak poszedłem spać, już postanowiłem, że poczekam dwa dni i zacznę od poniedziałku nowe życie. W poniedziałek rano otwarcie pomówię z Józefem, przedłożę mu swe plany, wyjaśnię, dlaczego nie jadę do Herberta i po tej rozmowie życie moje zmieni się na zawsze. Postanowiwszy to, poweselałem; Józef również widocznie na coś się zdecydował.
Niedzielę spędziliśmy bardzo cicho i szczęśliwie; udaliśmy się za miasto i przechadzaliśmy się po polach.
— Jestem wdzięczny Opatrzności, za swą chorobę — rzekłem.
— Drogi Pipie, stary przyjacielu, już prawie wróciłeś do zdrowia.
— Będę długo pamiętał ją.
— I ja także.
— Znów żyliśmy ze sobą Józefie i tych dni nigdy nie zapomnę. Oczywiście były lata, w których o was zapominałem; ale tych dni nie zapomnę nigdy.
— Pip — rzekł Józef, jakby zmieszany —