Strona:PL Karol Dickens - Wielkie nadzieje Tom II.djvu/049

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

zaczęła obecny rodzaj życia, nigdy nie pozwoliła sobie jeść ani pić w niczyjej obecności. Włóczy się po nocy i wówczas żywi się tem, co znajdzie.
— Czy mogę panu zadać pytanie?
— Możesz, ale ja mogę uchylić się od odpowiedzi. No pytaj.
— Czy imię Estelli — Chewiszem, czy? — nie wiedziałem, co dodać.
— Czy jak?
— Chewiszem.
— Chewiszem.
Przyszliśmy do stołu, gdzie ona i Sara Poket oczekiwały już na nas. Pan Dżaggers usiadł na honorowem miejscu, Estella naprzeciw niego, ja zaś naprzeciw żółtozielonej przyjaciółki. Bardzo dobry był obiad. Przy stole usługiwała dziewczyna, której nie widziałem ani razu podczas poprzednich bytności, choć jak wiem, była przez cały czas w tym tajemniczym domu.
Po obiedzie postawiono butelkę doskonałego, starego portweinu przed mym opiekunem, i damy zostawiły nas samych.
Nigdy nie zauważyłem w panu Dżaggersie takiej upartej skrytości, jaką otaczał się w tym domu. Nie podnosił prawie oczu i tylko raz w ciągu całego obiadu spojrzał na Estellę. Kiedy mówiła do niego, słuchał, odpowiadał, gdy trzeba było, ale ani razu nie widziałem, by przy