Strona:PL Karol Dickens - Wielkie nadzieje Tom I.djvu/351

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— W tem właśnie leży cała sztuka! Mówi to przy wszystkich: — „Chciałbym widzieć człowieka, który ośmieliłby się mnie okraść!“ — Mój Boże! Ja sam setki razy słyszałem, jak u nas w biurze mówił znanym nicponiom: — „Wiecie, gdzie mieszkam, wiecie, że niczego na klucz nie zamykam, dlaczego nie spróbujecie u minie popracować? Czyż nigdy mi się nie uda pożartować z was? —Żaden z nich, panie, pomimo całego pociągu do pieniędzy nie odważa się na tę próbę.
— Tak się go boją?
— Tak! Oczywiście boją się go. A on o tem wie i dlatego ich wyzywa. Srebra u niego niema, panie! Wszystko z angielskiego metalu, każda łyżka.
— To znaczy, że niebardzoby się obłowili, jeśliby nawet....
— Zato ma większą wygodę — przerwał mi Uemnik. — Trzyma ich życie w swych rękach; dziesiątki, setki ludzi zawisło od niego. Może zrobić wszystko, co zechce. Trudno dociec, czegoby nie mógł zrobić, gdyby zechciał.
Zadumałem się nad potęgą swego opiekuna, ale Uemnik znowu przemówił:
— Co się tyczy braku srebra, wie pan, to już zależy od głębi jego duszy. Rzeka ma swą głębię, no i on ma swą głębię. Niech się pan przyjrzy jego łańcuszkowi przy zegarku. Masywny.