Strona:PL Karol Dickens - Wielkie nadzieje Tom I.djvu/347

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

swe kosztowności otrzymaj w tych samych warunkach. Widząc, że nie uchyla się od tej rozmowy, zdecydowałem się go o to zapytać, gdy stał przede mną, wycierając ręce.
— O tak, wszystko to dary tego samego gatunku. Jedno przynosi drugie, jak pan widzi — tak się to zwykle dzieje. Zawsze je przyjmuję. Są, to swojego rodzaju rzeczy ciekawe, wysokiej ceny, stanowią majątek i można je nosić. Dla pana z taką wspaniałą przyszłością niema to znaczenia, ale moją gwiazdą przewodnią było prawidło: — zbieraj jak najwięcej ruchomego majątku.
Pochwaliłem jego pogląd a on przyjacielskim tonem ciągnął:
— Jeśli pan będziesz miał chwilę wolną i nic lepszego do roboty, może będziesz pan łaskaw odwiedzić mnie z Uolworcie. Mogę przygotować panu nocleg i będę uważał to za zaszczyt dla siebie. Wiele nie mogę pokazać, ale są u mnie dwie lub trzy rzeczy, które pana zainteresują. Mam niewielki ogródek i oranżeryę.
Odpowiedziałem, że z prawdziwą radością przyjmuję jego miłą propozycyę.
— Dziękuję panu. Niech pan przyjedzie w dogodnym dla siebie czasie. Czy pan był kiedy na obiedzie u pana Dżaggersa? Niech pan zwróci uwagę na jego gospodynię.
— Czy ciekawa to postać?
— Tak, zobaczy pan poskromnione dzikie zwierzę. Nic nadzwyczajnego, powie pan. To