tatnich granic. Pani Chewiszem wychowała ją w tym celu, aby się mściła na całym męskim rodzie.
— To krewna pani Chewiszem?
— Nie. Adoptowała ją.
— W jaki sposób ma się mścić na mężczyznach? Dlaczego?
— Mój Boże! Czyż pan tego nie wiesz?
— Nie.
— Boże! Przecież to cała historya, trzeba ją zostawić na czas obiadu. A teraz pozwoli pan zadać sobie jedno pytanie: W jaki sposób pan w owym dniu się tam znalazł?
Opowiedziałem mu; słuchał uważnie, póki nie skończyłem, a potem znów się zaśmiał i zapytał, czym się gniewał na niego? Nie pytałem go, czy on się na mnie gniewał, bo ja dawno już o tem zapomniałem.
— Czym dobrze zrozumiał, że pan Dżaggers jest pańskim opiekunem? — spytał.
— Tak.
— A pan wie, że to zaufany pełnomocnik pani Chewiszem i że ona nikomu prócz jemu nie dowierza?
Rozmowa taka mogła mnie sprowadzić na niepożądany temat i dlatego odrzekłem z pewnem niezadowoleniem, którego nie starałem się nawet ukryć, że widziałem Dżaggersa u pani Chewiszem tylko raz w dniu naszej walki i myślę, że on nie pamięta, czy mnie kiedy widział, czy nie.
Strona:PL Karol Dickens - Wielkie nadzieje Tom I.djvu/309
Wygląd
Ta strona została skorygowana.