Strona:PL Karol Dickens - Wielkie nadzieje Tom I.djvu/295

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

kach, to ja o tem wiem. Jeżeli mi raz jeszcze zniknie wam z rąk. Zapłaciliście Uemnika?
— Tak panie, do ostatniego szeląga.
— Bardzo dobrze, zrobiłyście zatem wszystko. Powiedźcie jeszcze słowo... tylko jedno słowo... a Uemnik natychmiast zwróci wam pieniądze.
Ta straszna groźba zmusiła obie kobiety do oddalenia się. Nikt więcej nie został na cmentarzu, prócz wzruszonego żydka, który już kilka razy przyciskał poły surduta pana Dżaggersa.
— Cóż to za człowiek? — zawołał pan Dżaggers z obrzydzeniem. — Czego potrzeba?
— Drogi panie Dżaggers... jestem bratem Abrahama Lazarusa.
— Kto to? Zostaw mój surdut w spokoju!
Proszący raz jeszce pocałował połę surduta i rzekł:
— Abraham Lazarus, fałszerz monety.
— Zbyt późno. Popieram już drugą stronę.
— O panie Dżaggers! Czyż pan występuje przeciw Lazarusowi?
— Tak, przeciw i koniec! Odejdźcie!
— Panie Dżaggers! Chwileczkę! kuzyn mój sam posłał panu Uemnikowi... a teraz... da mu wszystko co zechce... Panie Dżaggers: Ćwierć minutki! O przejdź pan z tamtej strony na naszą... co pan zechcesz... nie chodzi