Strona:PL Karol Dickens - Wielkie nadzieje Tom I.djvu/248

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

sarkazmem w głosie — drukowana gazeta, którąście dopiero co czytali.
— Niewątpliwie!
— Niewątpliwie! Teraz spójrzcie w gazetę i powiedzcie, czy nie jasno jest tam napisane, że obwiniony oznajmił, iż prawny obrońca jego doradził mu, nie bronić się?
— Dopiero co to czytałem.
— Co mi do tego, coś tam czytał! Nie pytałem pana o to, coś czytał! Mogłeś pan czytać Ojcze nasz, jeśli się to panu podobało... i czytałeś pan prawdopodobnie dziś. Wróćmy do gazety. Nie, nie, nie mój przyjacielu! Nie u góry kolumny, wiesz pan to lepiej odemnie... z dołu, z dołu! (Wszyscy zaczęli myśleć, że pan Uopsel próbuje się wykręcić.) Znalazłeś pan?
— Znalazłem.
— No, proszę, popatrzcie uważnie i powiedzcie, czy nie jest tam jasno powiedziane, że prawny obrońca poradził mu, by się nie bronił? Zrozumieliście?
— Słowa są nie takie — rzekł pan Uopsel.
— Słowa nie zupełnie takie? — powtórzył dżentelmen z rozdrażnieniem. — A sens nie taki?
— Myśl — tak — odrzekł pan Uopsel.
— Tak. A teraz zapytuję was, co powiecie o sumieniu człowieka, który z takiem świadectwem przed oczami może spokojnie złożyć